środa, 13 marca 2013

Somebody (1)


Wiatr uderza znów w grzywy lip, wzbijając z polnej drogi kurzawę zeschłych liści. Ni to motyle, ni pył w wirującym tańcu drżą pod końskimi kopytami. Cwałem, cwałem! Szybciej, na złamanie karku, byle dalej. Kurz w końskim ogonie, woń potu w powietrzu. Mężczyzna unosi się w strzemionach, wtulając twarz w szyję wierzchowca. Szybciej, szybciej! Wbija pięty w boki zwierzęcia. Gorące powietrze bije go w szczękę, związane na karku włosy biją w ramiona. Szybciej, szybciej! Goniąc wicher, na złamanie karku. Szybciej! Oparł ciało na stopach, jedną ręką chwyta się łęku, w takiej pozycji wykręcił się oglądając do tyłu.
Nie ma jej...
Ścisnął końskie boki, ściągając przy tym wodze. Klacz zatańczyła zmuszona do nagłego zwolnienia, jednak lata przyzwyczajeń pozwoliły jej przejść płynnie w kłus a następnie się zatrzymać. Nozdrza wierzchowca poruszały się ciężko, płuca wypełniało raz za razem gorące powietrze. Jeździec drżał, tak jak i jego zwierzęcy towarzysz. Czuł woń potu i pyłu drogi. I wśród tego, niknący już jakby zapach śliwowego kwiecia, nuta ozonu. Drżał.
- Nie ma jej... – wyszeptał. Klacz spojrzała na niego zaniepokojona zachowaniem pana.- Cairbre? Nie ma jej?...
Zeskoczył z siodła, tak by stanąć obliczem ku drodze którą przebył. Bursztyn słońca chował się za dumnie wyciągniętym porożem lip ozdobionym w bluszcz liści. Mgła szła od sadów, przesycona zapachem kwitnących śliw, podmuch wiatru znów porwał liście ze ścieżki jakby kolejny jeździec nią wędrował. Przez chwilę wydawało mu się, że dostrzega kształt wśród uniesionego kurzu. Gorące powietrze falowało. Przysłonił oczy dłonią, oślepiony gasnącymi promieniami...

Minęło wiele lat, gdy ostatnio widziałem jej twarz w swych snach. Lecz teraz gdy zamykam oczy, słyszę jej szept. Niczym szelest zeschłych liści, barwa zbóż, słodki zapach niosący się z sadów owocowych. Minęło wiele lat, od kiedy ostatnio śniłem, być może wieki. Spoglądając na wschód słońca widzę jej twarz, szczere spojrzenie. Pamiętam? Jeszcze nie. Jeszcze nie chcę. Ale kiedyś sobie przypomnę.

Wilk otworzył ślepia nagle odkrywając przed sobą ciemność. Długo wsłuchiwał się w ciszę zanim wreszcie dotarło do niego, że usnął. Jego pysk ozdobił na chwilę uśmiech, lecz nie trwał on długo. Srebrzysty jęzor wysunął się spomiędzy kłów oblizując kufę. Wyciągnął łapy przed siebie i opierając się na nich zapatrzył w przestrzeń. Zasnął. Niezwykłe. Nie pamiętał nawet kiedy to się ostatnio zdarzyło. Najczęściej wyłapywał wtedy sny innych i śnił je jak własne. Śniący najczęściej wtedy po prostu nie pamiętali swych snów. Tak przypuszczał. Bo czyż istnienie pozbawione ciała, które nie potrzebuje odpoczynku może śnić? Oparł łeb na skrzyżowanych łapach jak domowe zwierzę. Mgła która go otaczała była jak kołyska dla jego myśli. Pozwolił by powieki opadły leniwie, zamykając jego świadomość w ciemności. Lecz nim basior zasnął do jego uszu dotarł cichy chichot. Aha... Kapłan go przyłapał na chwili odprężenia.
No nie...


---
Krótko bo wena uleciała w trakcie. No więc.. 

1 komentarz:

  1. (Cóż mogę powiedzieć. Twór doprawdy klasy wyższej, wart przeczytania, a tym bardziej zrozumienia tego, co się czyta. Stopniowo wdrażasz Nikt w ciało z krwi i kości. Ciekawy pomysł, a i pewno niełatwy. Hm. Jeżeli będziesz jeszcze kiedyś miała wenę: pisz, pisz i jeszcze raz pisz! Na takie rzeczy przyjemnie popatrzeć. Sam postaram się sprężyć z powitalem, bo idzie mi to jak krew z nosa. Wtedy może też coś opublikuję.) | Valcorvir Ba'al

    OdpowiedzUsuń